

























Hiszpania jest piękna i nie mogło być inaczej gdy i my tam byliśmy. Dla mnie dobrze spędzony urlop jest również wtedy, gdy oprócz słońca i ciepłej morskiej wody można się zaszyć w klimatycznych uliczkach małych miasteczek, przysiąść na kawę by poobserwować ludzi, spróbować nowych smaków.Te zdjęcia zrobiliśmy w Tossa de Mar (i w Malgrat de Mar, o którym będzie poniżej), które słynie z przepięknej średniowiecznej starówki Vila Vella i fortyfikacji obronnych z XII w. Gdy przyjechaliśmy tam około 9 rano, na starówce prawie nie było żadnego turysty. Kawiarenki i lokale dopiero co były przygotowywane do otwarcia. A gdy po kilku godzinach zwiedzania poczuliśmy zmęczenie poszliśmy na dwie z trzech plaż ulokowanych w zatoczkach. W sezonie wszystkie plaże są zatłoczone i miejsce owszem, znajdzie się, ale trzeba się liczyć z bliskim sąsiedztwem innych osób.
Dlatego pod tym względem najchętniej i najczęściej odpoczywaliśmy na szerokiej piaszczystej plaży w Malgrat de Mar. W miasteczku z łatwością znajdowaliśmy spokój i towarzystwo miejscowych. Wystarczyło oddalić się od nadmorskiej promenady w kierunku starego miasta i można było poczuć, że jest się wśród tubylców. Uśmiechnięci, pogodni, chętnie wdawali się w pogaduchy z nami, czasami sami zaczepiali i nie zważając na naszą nieznajomość ich języka kilkakrotnie powtarzali wtrącając słówka angielskie.
W pierwszy niedzielny wieczór spacerując uliczkami usłyszeliśmy gwar i dźwięki muzyki, którą wygrywała orkiestra. Podążając za nimi trafiliśmy na główny plac miasta gdzie spotkali się mieszkańcy i gdzie tańczyli swój kataloński taniec SARDANA. Wygląda to mniej więcej tak, że tancerze ustawiają się w kręgach, chwytają za ręce i wykonują określony układ kroków, poruszając się powoli i dostojnie. Orkiestra, która przygrywa nazywa się cobla. Tańczyć może każdy, bez względu na wiek. Sardana jest symbolem wspólnoty wszystkich Katalończyków (w czasie dyktatury Franco była zabroniona).Okazało się, że takie spotkania odbywają się w sezonie co niedzielę od godziny 20. Siedzieliśmy wśród nich popijając Sangríę i podziwiając piękny zwyczaj wieczornych spotkań sąsiadów.
Wiem, że zdjęć jest za wiele, ale jeszcze nie nabrałam odpowiedniego dystansu, wspomnienia są nazbyt świeże żebym mogła i chciała być obiektywna.
Pieknie! Swietna relacja - i fotograficzna, i slowna. Rozmarzylam sie i az mi sie cieplutko, hiszpansko zrobilo. Slonce w poludniowych zakatkach Europy sprzyja otwartosci ludzi, dluzej mozna byc na zewnatrz, swietowac i cieszyc spokojem, powietrze pieknie pachnie. Zdjec wcale nie jest za duzo. Bardzo przyjemnie sie oglada. Tam gdzie nie spojrzysz, pelno uroczych motywow. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMarta, życzmy sobie więcej słońca na co dzień ;)
Usuń